To nie jest efekciarskie, patetyczne kino amerykańskie ani bełkotliwe i bezscenariuszowe kino polskie, to kino europejskie w najlepszym tego słowa znaczeniu. Jest tu może niezbyt odkrywcza, ale za to świetnie poprowadzona i zagrana opowieść o zemście. Historia nakręcona bez zbytnich scenopisowych i reżyserskich manipulacji, zwanych czasami kinem artystycznym, z oszczędnymi dialogami, nieco nerwową (choć bez przesady) pracą kamery. Autorzy znaleźli odpowiednie środki, by uzmysłowić nam, czym jest los i jak ludzie sobie z nim radzą. Na szczęście nie ma tu "pittów i kolich", są normalni, dobrzy aktorzy nie dysponujący reklamowymi ryjami, za to sztuką słowa, gestu, spojrzenia.
Dużą zaletą filmu jest umiejętność balansowania Raúla Arévalo między pewnością okrucieństwa (także uczuć) i banalnością codziennych sytuacji i słów, między tym, co nieuniknione, a tym, co może, ale nie musi się zdarzyć.
W tonacji i w treści film zbliżony do "Blue Ruin". Podczas seansu miałem wielką przyjemność obcowania ze świetnym filmem oraz równie wielką nieprzyjemność zmierzenia się z okrutną pomstą, która choć jest bezprawiem, wydaje mi się sprawiedliwa. Ostatnia scena - z wielu możliwości Arévalo wybrał...