Podróżnik Godard, w swoim statku-laboratorium, dotarł do najdalszych krańców filmowego wszechświata w poszukiwaniu nowego języka filmu.
Zerwaliśmy z nim stały kontakt na początku lat siedemdziesiątych.
Właśnie przesłał nam niespodziewaną wiadomość: "Odnalazłem Łajkę. Bez odbioru".
Tak jak w przypadku wszystkiego, co nakręcił po szalonych latach sześćdziesiątych - tylko dla posiadaczy solidnych teleskopów i map gwiezdnych. Masa cytatów, powtarzających się scen, mówiących równocześnie ludzi. Mnie, jako zwykłego widza, zmęczył, choć fani powinni czuć się usatysfakcjonowani. Jest trochę o Sołżenicynie, o psach, nawet o, kurde, Frankensteine. Jacyś ludzie mówią coś po niemiecku, potem widzimy ryby i płynący statek. Naga dziewczyna zapala papierosa i mówi "Nie", a kamera z deski rozdzielczej pokazuje śnieżycę. No, to właśnie jeden z takich filmów. Tęsknię za prostotą "Szalonego Piotrusia" i kpiarskim zaangażowaniem "Chinki". Te poszukiwania języka przypominają, niestety, bardziej "Wiedzę Radosną".
Nie porównuj wspaniałych dzieł Nietzschego do tego bełkotu;)
Mnie seans pozostawił w głębokiej konfuzji. Usilnie próbowałam zrozumieć zamysł reżysera: diagnoza dzisiejszych czasów? Manifest lewicowych poglądów? Etiuda na temat...własnego psa???? Przykro mi, Godard pewien swojego kunsztu żeglarskiego ostro popłynął i zagubil się bez kompasu na morzu koncepcji artystycznych. Dawno nie oglądałam filmu, który tak bardzo nie trzymałby się kupy. Nomen omen, bo jak wiesz, stolec pełni ważną rolę w tym "dziele"
A gdzie mi tam pani szanowna do filozofów :-) "Wiedza Radosna" to również film JLG z 1969 roku, uznana przeze mnie za punkt, w którym reżyser "zerwał kontakt" z normalnym widzem. Niewykluczone, że ktoś oczytany wytknie mi, że to przecież inteligentna, konceptualna trawestacja pracy Nietzschego - ja tam widziałem nieczytelny już dziś kolażowy śmietnik, który musiałem kiedyś obwąchać w ramach tzw. "pracy naukowej". Pozdrawiam
Ale czytająć Twoją recenzję zrozumiałam, że nie. ten film nie ma nic wspólnego z dziełem Nietzschego ;)