Pracowita i szlachetna córka, brat-nicpoń, lekkoduch i hulaka, ojciec alkoholik i macocha –
zaborcza, surowa dewotka. Problemy z bratem, brak zainteresowania ojca i ciągłe karcenie
ze strony matki. Z takimi problemami boryka się nasz bohaterka. Braciszek chce pływać,
jeździć konno i szwędać się z kolegami, nie licząc się przy tym z konsekwencjami swoich
czynów. Z siostrą się kłuci, a nawet bije. Ale tak naprawdę się kochają. Dopiero
nadchodząca tragedia pokaże jak bardzo.
Film Itchitawy to klasyczny japoński dramat – stonowany, spokojny, nieśpieszny,
przekonujący i smutny. Wszystko wykonano tu bardzo przyswoicie i ciężko tu coś zarzucić,
ale prawda jest tak, że w zachwyt również nie popadłem. A to dlatego, że treść przygnębia, a
forma nie urocza estetycznymi uniesieniami. Na dobrą sprawę, forma dba jedynie o to, żeby
treść należycie przygnębiała. To dobry film, ale naiwno nie dobra rozrywka. Raz na jakiś
czas nie częściej, bo się zamulę na wieki :D