Wczoraj po wielu wielu latach obejrzałem ponownie ową cz.
Dla mnie Batman to zawsze będzie TEN Keatonowski Batman. Fakt, że nie wygląda tak konkretnie jak Nolanowskie Batmany ubrane w nowoczesne kostiumy i lepiej walczące, ale ten Batek ma w sobie charyzmę, której tamci nie pobiją.
Tak samo jak Joker.
Joker Burtonowski jest taki jaki był w komiksach czy bajce. Świr z porytym humorem.
Fakt iż nie pojmuję w dalszym stopniu co ten kwas mu wyczynił, bo po tej operacji miał tylko wiecznie podniesione kąciki ust i ten swój chory uśmiech.
Ale był taki jaki powinien być.
Scena jak wyciąga z nogawki wielkiego gnata, kłapiąca sztuczna szczęka, bzyczek w rękawicy, kultowy kwaso kwiatek, czy kręcenie reklam z tymi kosmetykami, które rozbawiały ludzi.
No to jest definicja Jokera.
Joker Nolanowski - owszem wyglądał bardziej poważnie, bo upudrowana gęba, kijowo pomalowany szminką, no i blizny na twarzy. ok.
Ale jaki to był Joker ? nijaki. był zwykłym psycholem, bez swojego oryginalnego komiksowego polotu.
No i na ostatku - Gotham.
U Burtona, Gotham od razu widać, że jest miastem nie istniejącym, żywcem zaczerpniętym z komiksu. Wszelakie sklepienia, gargulce, łuki, rzeźby itp. I wszechobecna wydobywająca się z kanalizacji para.
Natomiast co mamy u Nolana ? - mimo tak wysokiego budżetu nie chciało mu się nawet udekorować odpowiednio Gotham. Poszedł po najniższej linii oporu. Wynajął kilka ulic i nakręcił co miał nakręcić. Nolanowskie Gotham to zwyczajny Nowy Jork.
Więc dla mnie pomimo widocznych gołym okiem różnic między 2 produkcjami, zawsze przodować będzie Burtonowski klimat.
Zbyt wiele go łączy z pierwowzorem Batmana, niż Nolanowski przesiąknięty akcją Batek.
I tyle.