Po pierwszych scenach byłem pełen entuzjazmu i nadziei. Niestety, film okazał się nieporozumieniem. Z wielu względów.
Fatalna, drewniano-plastikowa gra aktorska. Potworny montaż, zmieniające się niespodziewanie pory dnia. Brak logiki wyłazi niemal zza każdego rogu. Scenariusz nietrzymający się kupy- pomysłów było może na 5 scen, reszta strasznie na siłę.
Umęczyłem się, ale obejrzałem do końca. Bo jest o moim mieście. Któremu film miał zrobić reklamę. Niestety, antyfilm zrobił antyreklamę. Ale Łódź to wytrzyma.
Fakt, że reklamą Łodzi to tego nazwać nie można, "piękniejszej" strony miasta nie dało się przedstawić.. ;) Dla mnie film nie był tak tragiczny, jestem w stanie przymknąć oko na nieścisłości, bo dla mnie "Aleja" uchwyciła klimat Łodzi jak żaden inny obraz do tej pory. To, przynajmniej moim zdaniem, ogromny plus. Chociaż z drugiej strony faktem kolejnym jest to, że to kwestia bardzo subiektywna i coś, co dla mnie jest po prostu "łódzkie", dla kogoś innego będzie zwykłą nieudaną sceną - co tu, kurczę, obdrapana kamienica, graffiti, dziura na dziurze... A coraz bardziej doceniam ten film, oglądam, gdy łapie nostalgia za Łodzią... Co do przedstawionych sytuacji, "cech" naszego miasta - no cóż, to jest nic innego, jak tylko smutna prawda. Aleja pokazała to w sposób najbanalniejszy z możliwych (patrz: pierwsza scena filmu).